Palm T|X, a GTD i nie tylko
piątek, 6 kwiecień 2007, w kategoriach: Getting Things Done, Inne, Lifehacks, Linux
Natchniony jakąś dziwną weną wyłożyłem niedawno nieco gotówki i zakupiłem sobie palmtopa, a konkretnie model Palm T|X wraz z dwugigabajtową kartą SD. Może to po prostu była mi potrzebna jakaś nowa “zabawka”, a że nie posiadałem dotąd nigdy tego typu komputera, ani nawet nie używałem takowego dłużej niż 2 minuty, T|X spełnia to kryterium doskonale.
Piszę “zabawka”, ponieważ Palm okazał się także solidnym narzędziem. W ładnym szarym pudełku otrzymujemy naszą maszynkę, do tego ładowarkę z zestawem wymiennych wtyków (dopasowanych do różnych standardów “elektrycznych”), kabel USB, doczepianą “okładkę” na palma z czegoś skóropodobnego, płyte z rozmaitym softwarem i bonusami (np. garść ebooków w palmowym formacie pdb) plus bajery w rodzaju naklejek objaśniających sposób wprowadzania tekstu do Palma.
Sam komputer jest bardzo dobry. Ładnie wygląda, przy czym nie jest to typowy obecnie gadżetowy design, mamy tu doczynienia bardziej z “biznesową” elegancją. W środku kryje się ponad 300-megaherzowy procesor Intel, 128 mb pamięci, wbudowane WiFi i Bluetooth, ekran o rozdzielczości 320×480 pikseli i gniazdo pamięci SD/MMC. Pod wyświetlaczem mamy 4-kierunkowy kontroler z przyciskiem oraz cztery dodatkowe guziki, które domyślnie umożliwiają szybki dostęp do ulubionych aplikacji.
Właściwie pierwszą rzeczą jaką zrobiłem z Palmem było podłączenie go do komputera żeby co nieco poeksperymentować i tu przyszła pora na pierwsze minusy - Palmowe połączenie z PC przez USB ssie pod wieloma względami. Po pierwsze, wetkniety kabel ciężko jest wytknąć, mocowanie jest zrobione jakoś wybitnie idiotycznie. Do tego w domyślnym zestawie oprogramowania nie ma nic, czego możnaby użyć żeby karta SD w Palmie została rozpoznana jak “pamięć masowa USB” w komputerze, możliwy jest tylko dostęp do wbudowanej, 128 megabajtowej pamięci Palma za pomocą specjalizowanych aplikacji. Kiedy uda się już przez to przebrnąć (kupując/ściągając odpowiedni program), połączenie jest dość ślamazarne. Problem rozwiązuje wprawdzie czytnik kart Flash pod USB 2.0 który można dość tanio kupić, niemniej jednak ssanie pozostaje ssaniem. Wolałbym też jakieś sensowne pudełko zamiast kawałka skóry doczepionego za pomocą czegoś przypominającego taśme, ale jak rozumiem wynika to z cięcia kosztów - maszynka jak na swoje parametry dostępna jest w stosunkowo niskiej cenie.
Pracą na komputerku steruje Palm OS 5. Rzuca się w oczy najbardziej jedna nietypowa cecha - aplikacje nie posiadają nigdzie guzika “exit”. System niby nie jest prawdziwie wielezadaniowy, ale sprytnie to udaje. Kiedy chcemy przejść z jednej aplikacji do innej wciskamy po prostu guzik “home” i wybieramy odpowiednią kolorową ikonkę. Kiedy jednak wybierzemy taki program, którego już wcześniej używaliśmy, nie uruchomi się on od nowa, lecz od razu w stanie w jakim go zostawiliśmy. Część programów ma też “background mode”, dzięki czemu można np. słuchać muzyki podczas używania dowolnego programu.
Dołączony zestaw oprogramowania jest całkiem niezły i tak naprawdę część różnych sharewareowych “usprawnień” które testowałem wnosiła więcej zamieszania niż rozwiązywała problemów. Na tym zresztą polega filozofia “zen of palm”, dokument który opisuje tworzenie aplikacji na tą platformę, kładąc nacisk na nieprzeładowywanie oprogramowania zbędnymi funkcjami. Jest to tutaj sensownie realizowane, w przeciwieństwie np. do Gnome, gdzie podobna filozofia skutkuje kalekimi aplikacjami.
Bardzo spodobał mi się wbudowany kalendarz, można zastosować kilka trików które nie przechodzą z wersja papierową - np. ustawić sobie powtarzający się co tydzień task pod tytułem “Weekly review” i dołączyć doń notatkę z listą rzeczy do przejrzenia podczas takiego przeglądu. Po komputer sięga się chętniej niż po nudny kalendarz i nawyk sprawdzenia co też jest zaplanowane na dzisiaj dużo łatwiej się utrwala.
Drugie podstawowe narzędzie to Memo, czyli powiedzmy menadżer notatek. Tu przydałoby się coś bardziej ambitnego, choćby outliner z podstawowymi funkcjami. Czcionki są duże, przez co na ekranie mieści sie mało, a odrobinę dłuższa nazwa kategorii typu “Someday/maybe” już jest przycinana. Dobrze, że jest darmowy i trochę bardziej sensowny PsMemo, z mniejszymi fontami, wyszukiwaniem, linkowaniem i kilkoma innymi przyjemnymi dodatkami. Wypada tu wspomnieć nieco więcej o samym wprowadzaniu tekstu do Palma - nie ma on rzeczywistej klawiatury, możemy jedynie korzystać z takiej wyświetlonej na dotykowym ekranie bądź wpisywać tekst literka po literce za pomocą alfabetu “Grafitti 2″. Obiegowa opinia mówi, że Grafitti 2 jest dużo gorsza niż pierwotna wersja, zmieniona z powodu problemów z patentami. Ja sam nie miałem jeszcze okazji sprawdzić jak działa oryginał (można go z pomocą jakiegoś drobnego hacka przywrócić), miałem natomiast wątpliwą przyjemność sprawdzić że dwójka faktycznie jest mocno średnia. Nie ma nic bardziej frustrującego niż wprowadzania jednego zdania przez dobrą minutę czy więcej… Tu też zostaje mi wciąż najwięcej do zbadania, mnóstwo jest aplikacji mających to wprowadzanie danych usprawnić. Są też składane, bezprzewodowe klawiatury, ale po rozłożeniu są one na tyle duże, że chyba wolałbym już otworzyć laptopa.
Z reszty oprogramowania dostajemy przeglądarkę grafiki/filmów, odsłuchiwarkę do muzyki, przeglądarkę WWW, przeglądarke palmowych ebooków (trzeba ją doinstalować z dołączonej płyty CD), klienta poczty, menadżer wydatków oraz przenośne wersje Worda/Excela/PowerPointa. Wszystko raczej niezbyt rozbudowane, ale dobrze spełniające swoje funkcje i często bardziej użyteczne niż wskazywałaby na to zawartość menu. Warto tu też wspomnieć, że odpowiedni guzik w pasku statusu PalmOS przełącza wyświetlacz z trybu “portretowego” w “panoramiczny” - dzięki temu oglądanie filmów czy czytanie pdfów (z PalmPDF) nawet w formacie a4 ma sens (choć dobry wzrok mocno wskazany). W warstwie dźwiękowej Palm posiada z tyłu głośnik, całkiem niezły jak na coś zintegrowanego w takim małym urządzonku. Jest też standardowe wyjście typu mały jacek, wyprowadzające sygnał o całkiem sensownej mocy, można więc spokojnie delektować się muzyką w słuchawkach przy ustawieniu sporo poniźej maksymalnej głośności.
Niestety, większość ciekawego dodatkowego oprogramowania kosztuje USD. Nie potrzebuje wiele do szczęścia, niemniej jednak przyzwyczajony do szerokiego wyboru darmowego i legalnego softu trochę się zawiodłem. Tak czy siak, Shadow Plan i DateBk wyglądają na bardzo fajne aplikacje, więc może się kiedyś skuszę i kupię. Pozatym kilka dobrych programów za darmo udało mi się mimo wszystko znaleźć. Do niezbędników należy NVBackup, który pozwala sporządzić kopie naszej konfiguracji zawartej w pamięci Palma na karcie pamięci. Bardzo ciekawy jest też HandyShopper, teoretycznie zbudowany jako lista zakupów, w praktyce całkiem nieźle się sprawdza jako menadżer wszelkiego rodzaju list, także tych GTDowych.
No właśnie, GTD a Palm. David Allen napomina nieraz w swoich ksiażkach i nagraniach o Palmach, w sumie był to zresztą główny impuls do wypróbowania tego sprzętu (fakt, że nie mam empetrójki ani telefonu z bajerami też miał swój spory udział). Nie testowałem jakiejś wielkiej ilości systemów, nie o to zresztą przecież chodzi w GTD, ale mam porównanie z trzymaniem wszystkiego w pliku tekstowym Emacsie, w postaci papierowej w Moleskinie lub Hipsterze + w papierowym kalendarzu i teraz wreszcie w Palmie. Wnioski? Palm plasuje się dla mnie gdzieś pomiędzy papierem, a komputerem - rysik budzi skojarzenia z długopisem, urządzenie jest małe, można wszędzie zabrać itp., ale do swobody przetwarzania “prawdziwego” komputera (z zestawem programów dobieranym i dopracowywanym przez lata) jednak trochę daleko. Łatwo też wpaść w pułapkę niekończącego bawienia się z konfiguracją, zamiast właściwego używania. Dlatego chętnym do podążenia tym szlakiem radzę skupić się na wbudowanym oprogramowaniu i minimalnej liczbie niezbędnych dodatków.
A kiedy już zmęczy nas bycie ultraproduktywnymi, możemy też się z Palmem rozerwać. Dzięki TCPMP możemy odtworzyć na Palmie sporo szerszą gamę formatów audio/video niż przy użyciu wbudownego oprogramowania, a w chwilach nudy możemy też użyć LJP, emulatora m. in. SNESa czy NeoGeo, żeby poszarpać w jakąś fajną gierkę.
Bateria przy normalnym zastowaniu, z wyłączonym WiFi i Bluetoothem trzyma kilka godzin, w wersji ze wszystkim włączonym ponoć trzy godziny. Nie ma sensu w to za bardzo wnikać, baterie różnią się między sobą i zmieniają swoje parametry z czasem - w każdym razie w moim przypadku czas działania jest na razie przyzwoity, szkoda tylko że bateria jest wbudowana na stałe i w razie czego nie idzie jej wymienić.
Co do działania pod Linuxem, cóż, trzeba trochę pocierpieć - konfiguracja jak zwykle zajęła chwilę. Nie udało mi się też zmusić KDEowego kpilota do całkowicie poprawnej synchronizacji Palma z Kontactem, ograniczyłem się więc koniec końców do używania JPilota, który służy mi i tak jedynie do instalacji oprogramowania.
Jeśli miałbym wystawić jakąś końcową notę, byłoby to 7/10. Maszyna jest fajna, denerwujące są głównie szczegóły i dodatki, kilka rzeczy z którymi trzeba sobie poradzić / pogodzić się.
Dodaj do del.icio.us | Dodaj do wykop.pl
Komentarze ():
rkg, 8 lipiec 2007, 4:23 pm
Tą baterią bym się zbytnio nie przejmował. Mojego ostatniego “palma”użytkowałem intensywnie przez prawie trzy lata i nie zauważyłem znacznego spadku pojemności baterii. PalmOs to doskonały system. Moje przejście na WM przeżyłem kiepsko i wciąż jeszcze żałuje tej decyzji przy prawie każdym użyciu nowego urządzenia.
#pb, 24 wrzesień 2007, 9:41 pm
USB: “wetkniety kabel ciężko jest wytknąć” - jaka szkoda, że nie napisałeś jak to zrobić - bo właśnie za chwilę będę próbował wyłamać go we właściwą stronę i mam nadzieję, że nic nie uszkodzę ;)
Fajny artykuł - pozdrawiam!
sztywny, 24 wrzesień 2007, 9:46 pm
Metoda troszke w lewo, troszkę w prawo sprawowała się dotad jako tako ;) Uszkodzić w sumie może nie tak łatwo, ale te wystające piny sprawiają niebezpieczne wrażenie…